"Ludzie z Twojej planety.. - powiedział Mały Książę. - ..hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie.. i nie znajdują w nich tego, czego szukają. a tymczasem to, czego szukają może być ukryte w jednej róży lub w odrobinie wody. Lecz oczy są ślepe, SZUKAĆ NALEŻY SERCEM. ♥"

piątek, 16 grudnia 2011


Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła królewna, jedyna następczyni tronu, która była taka zła jak piękna. A była bardzo piękna. Nie było dnia, żeby komuś jakiejś krzywdy nie wyrządziła. Była nieznośna dla swojego otoczenia, nieposłuszna wobec swoich rodziców, dokuczała ludziom pracującym w pałacu. Od samego rana, od przebudzenia się dokuczała dziewczętom pokojowym, które pomagały jej ubierać się. Przy śniadaniu grymasiła, nie chciała jeść, przeciągała posiłek w nieskończoność. Była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili, by ją uczyć. Przy obiedzie dochodziło często do awantur. Potrafiła rzucać talerzami, wywrócić wazę z zupą, wytrącić usługującym tacę z posiłkiem a nawet ściągnąć obrus ze stołu, wraz z zastawą. Po południu nie chciało się jej odrabiać lekcji. Wobec gości, którzy przychodzili z wizytą do jej rodziców, zachowywała się nieuprzejmie, czasem wręcz bezczelnie. Nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy bali się jej złości. Jedno co naprawdę kochała, to były kwiaty. Godzinami potrafiła siedzieć w ogrodzie, doglądała robotników pracujących tam, pielęgnowała kwiaty, własnymi rękoma plewiła grządki i przycinała gałązki, okopywała. Niektórzy mówili, że nawet rozmawia z kwiatami.

Razu pewnego przyjechał w odwiedziny król z sąsiedniego królestwa wraz z małżonką i swoim synem. Królewna, aby dokuczyć rodzicom, zapowiedziała, że nie przyjdzie na przyjęcie i faktycznie nie przyszła. Niespodziewanie tylko wpadła na moment do sali, gdzie ucztowano. Wszyscy zamarli ze strachu. Zrobiła się cisza. Nawet orkiestra przestała grać. Ale na szczęście nie doszło do żadnej awantury. Bez jednego słowa przeszła przez salę i znikła. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy właśnie królewicz zobaczył ją i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej. Po powrocie do domu oświadczył swoim rodzicom:

- Chcę królewnę pojąć za żonę.

- Po pierwsze nie wiadomo, czy ona zechce, żebyś ty był jej mężem. A po drugie, czy ty wiesz, jaka ona jest?

I wtedy opowiedzieli mu całą prawdę o niej.

Królewicz bardzo się zmartwił tym wszystkim, co usłyszał. Myślał, jak pomóc królewnie. Po jakimś czasie przyszedł do rodziców i oświadczył:

- Chciałbym pojechać do pałacu królewny.

Popatrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili spytał ojciec:

- Możesz nam powiedzieć, po co?

- Chcę, by się zmieniła. Spróbuję jej w tym pomóc.

- Jak to sobie wyobrażasz?

- Dokładnie jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale spróbuję. Przedstawił im swój plan:

- Pojadę tam w przebraniu i zgłoszę się do pracy jako ogrodnik, bo ona podobno często przebywa w ogrodzie. To wszystko. Co dalej, nie wiem. Okaże się na miejscu. Może życie podsunie inne rozwiązanie.

Rodzice z ciężkim sercem zgodzili się na jego propozycję, ale nie wierzyli, żeby ta wyprawa mogła zakończyć się powodzeniem.

Królewicz, tak jak to wszystko przedstawił rodzicom, tak i wykonał. Przebrał się w ubogie szaty robotnika i udał się w daleką drogę. Wśród rzeczy, które wziął ze sobą, był jego ukochany kwiat. Nie rozstawał się z nim nigdy. I w tej drodze, choć nie było mu to wygodne, chciał mieć go przy sobie.

Gdy przybył do pałacu królewny, przyszedł do ogrodu. Ogród był wielki, bogaty w drzewa, krzewy, warzywa, kwiaty, położony w pagórkowatym terenie, obejmował sadzawki, stawy, rzekę. Królewicz odnalazł ogrodnika i zwrócił się do niego z prośbą, aby ten przyjął go do pomocy. Ogrodnik był stary i nieżyczliwy. Popatrzył na królewicza krytycznie, wysłuchał prośby, mruknął:

- My nie potrzebujemy nowych pomocników. Mamy dość swoich.

Królewicz nie ustępował. Powiedział:

- Faktycznie niewiele umiem, ale chcę się nauczyć tego rzemiosła. Dlatego nie chcę żadnego wynagrodzenia. Jeżeli mi tylko dasz kąt do mieszkania i jedzenie, to mi wystarczy.

Ogrodnik obrzucił go niechętnym wzrokiem, ale w końcu przystał na prośbę.

- No to dobrze - powiedział z ociąganiem się - ale wiedz o tym, że praca tutaj jest bardzo ciężka.

Przeznaczył mu na mieszkanie stary składzik i królewicz rozpoczął pracę w ogrodzie.

Płynęły dni. Królewna przychodziła codziennie do ogrodu. Widział ją czasem. Jej jasna sukienka pojawiała się w dali na tle ciemnej zieleni, by znowu zniknąć. Bywało, że widział ją dłuższą chwilę, ale zawsze z daleka. Zaledwie parę razy zdarzyło się, że była tak blisko, iż słyszał jej głos. Ale wciąż nie spotkał się z nią.

Aż po jakimś czasie, gdy razu pewnego pracował zgięty, plewiąc grzędę, usłyszał nagle tuż nad swoją glowąjej glos. W pierwszej chwili myślał, że ona coś do niego mówi, tymczasem królewna poprawiając rosnący kwiat, zaczęła do niego przemawiać i to najpiękniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek słyszał królewicz. Nagle przerwała. Poczuł, że go ujrzała. Z gniewem wykrzyknęła:

- Ktoś ty za jeden? Co ty tu robisz? Podniósł się. Pokłonił. Bał się, czy go nie rozpozna, ale nie doszło do tego. Odpowiedział więc spokojnie na postawione pytanie:

- Jestem pomocnikiem ogrodnika.

- Nie znam cię. Jeszcze cię nigdy tutaj nie widziałam.

- Pracuję od niedawna - wyjaśnił.

Widział, jak była wściekła. Najwyraźniej dlatego, że ją słyszał rozmawiającą z kwiatami. Nagle rzuciła wzrokiem na kępę opodal rosnących pokrzyw:

- Zerwij mi je - rozkazała.

- Zaraz przyniosę rękawice i nożyce - powiedział i skierował się w stronę swojego mieszkania.

- Nie potrzeba ci rękawic - odparła szorstko. - Zrywaj natychmiast, gołymi rękami. Królewicz zawahał się. Ale to trwało tylko moment. Podszedł do kępy pokrzyw i zaczął je zrywać. Pokrzywy były wyrośnięte, o twardych łodygach. Ręce paliły go, jakby je wsadził do wrzącej wody. Ale rwał uparcie. Gdy narwał całą naręcz pokrzyw, spytał:

- Wystarczy?

- Wystarczy.

- Co mam z nimi zrobić?

- Możesz je wyrzucić - odpowiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku i długo moczył dłonie w zimnej wodzie, żeby przynieść sobie ulgę. Ale na niewiele to się przydało. W nocy prawie nie spał.

Na drugi dzień królewna przyszła znowu. Tym razem ona go szukała.

Znalazła, gdy był zajęty przy plewieniu swojej grządki. Kazała mu pokazać ręce. Wciąż jeszcze były całe w bąblach.

- Pieką cię?

- Trochę.

- To żeby cię tak nie piekły - powiedziała złośliwie - idź i narwij mi lilii wodnych.

- Dobrze, tylko przyprowadzę łódź i zaraz wrócę.

- Nie potrzeba łódki. Wejdź do stawu.

Był chłodny i pochmurny dzień. Woda była zimna. Lilie miały silne łodygi, ciągnące się bez końca. Nie bardzo umiał sobie z nimi poradzić. Zanim narwał pełną naręcz, upłynęło trochę czasu. Wreszcie wyszedł ze stawu cały mokry i przemarznięty.

- Co mam z nimi zrobić? - spytał.

- Możesz je wyrzucić na śmietnik - powiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku, bo drżał z zimna. Przebrał się w suche ubranie. Ale pod wieczór źle się poczuł. Pojawił się kaszel. W nocy nie mógł spać. Czuł rosnącą gorączkę.

Następnego dnia nie poszedł do pracy. Został w swoim pokoju w łóżku. Tymczasem królewna przyszła znowu do ogrodu, ale nigdzie nie mogła znaleźć królewicza. Spytała o niego ogrodnika:

- Gdzie jest ten nowy twój pomocnik?

- Leży przeziębiony w swoim pokoju - odpowiedział ogrodnik.

- Gdzie to jest?

Ogrodnik zaprowadził ją tam. Zobaczyła go leżącego w łóżku z rozpaloną głową.

- Co to ma znaczyć to wylegiwanie się w łóżku?

- Przeziębiłem się i mam gorączkę.

Zaczęła krzyczeć na niego, że przez byle jakie przeziębienie nie przychodzi do pracy. Nagle ujrzała kwiat stojący w donicy na stole. Miał niezwykle pięknie powycinane liście, które otaczały stulony, duży pąk kwiatu.

- Co to za kwiat? - spytała.

- Przyniosłem go ze swojego domu.

- Ja wszystkie kwiaty znam, ale takiego jeszcze nigdy nie widziałam.

- To jest kwiat, który rozkwita w nocy, ale tylko przy człowieku, który jest dobry.

- Co ty za bzdury opowiadasz! - wykrzyknęła. - Masz chyba wysoką gorączkę.

- Nie. Mówię prawdę. To jest taki cudowny kwiat, który kwitnie tylko przy dobrym człowieku - powtórzył.

- Jeżeli nie masz gorączki, to znaczy, że jesteś głupi, wierząc w takie rzeczy. Takiego kwiatu nigdzie nie ma na świecie.

- Otrzymałem go od pustelnika, który przez parę lat pomagał rodzicom moim w wychowywaniu mnie. Kiedy pustelnik odchodził od nas, przyniósł mi ten kwiat i powiedział:

- To jest taki tajemniczy kwiat, który kwitnie nocą. Ale kwitnie tylko przy człowieku, który jest dobry. Jeżeli wieczorem będziesz przy nim, a on rozkwitnie, to znaczy, że w ciągu ubiegłego dnia byłeś dobry, a jeżeli nie rozkwitnie, to znaczy, że byłeś zły.

Namyślała się, co odpowiedzieć. Po chwili zadecydowała:

- Dobrze. Sama się o tym przekonam. Biorę go.

Nie pytając o pozwolenie porwała kwiat i poszła do pałacu. Zaniosła do swojego pokoju, postawiła na stole. Była bardzo ciekawa, ile w tym prawdy, co ten chłopiec mówił. Nie mogła się doczekać wieczoru. Gdy wreszcie słońce zaszło, zrobiło się ciemno, zapadła noc, królewna usiadła przy kwiecie i patrzyła w jego pąk. Nadeszła północ, zegar powoli wybił dwanaście uderzeń, ale stulony kwiat nawet nie drgnął. I wtedy zrozumiała, że chłopiec zakpił z niej. Ze złości, że dała się oszukać prostemu chłopcu, ze złości, że on, prosty chłopiec, śmiał oszukać ją, królewnę, nie spała całą noc. Skoro świt pobiegła do młodego ogrodnika i zrobiła mu straszną awanturę.

- Jak śmiałeś tak zakpić ze mnie?

- Naprawdę nie miałem takiego zamiaru. To, co powiedziałem, jest prawdą.

- Milcz. Nie chcę cię wcale słuchać. Ale pamiętaj, nie życzę sobie, żebyś tutaj dalej przebywał. Wynoś się stąd i z mojego ogrodu. Nie chcę, żebyś tu pracował.

- Dobrze. Mogę stąd odejść, jak tylko wyzdrowieję, ale pozwól sobie powiedzieć, że wszystko to, co mówiłem, nie jest kpiną. To prawda.

- A czy tobie chociaż raz ten kwiat się otworzył? - spytała.

- Tak - powiedział. - I to niejeden raz.

- A mnie się nie otworzył.

- Dziwisz się?

To ją doprowadziło do pasji. Nie umiała nic na to odpowiedzieć. Wściekła wybiegła z jego mieszkania. Ale gdy tak podenerwowana wracała do pałacu, zrodził się w niej pewien pomysł:

- Dobrze - powiedziała sobie. - Zobaczymy. Dzisiaj będę idealna. Przekonam się, czy on mówi prawdę, czy też jest kłamcą.

I tak się stało. 0d samego rana, gdy tylko wróciła do swojego pokoju, była bardzo dobra dla wszystkich. Najpierw dla dziewcząt, które pomagały jej się zawsze ubierać, potem dla rodziców przy śniadaniu, dla nauczycieli przed południem. W całym pałacu rozeszła się natychmiast wieść, że z królewną coś się stało. Nie krzyczy, nie awanturuje się, nie rzuca talerzami, nie wyzywa, nie wyrzuca za drzwi. Albo jest chora, albo planuje jakąś większą awanturę. Wszyscy czekali w największym napięciu, do czego, dojdzie. Przy obiedzie obsługujący spodziewali się co chwila, że albo wsadzi im wazę z zupą na głowę, albo ściągnie obrus. Ale ona zachowywała się wzorowo. Po południu odrobiła solidnie zadane lekcje. Dla gości, którzy przyszli z wizytą, była bardzo uprzejma, odgadywała ich życzenia, oprowadzała, objaśniała, tłumaczyła, zabawiała, jak umiała najmilej. Tylko nikt nie wiedział ojej sekrecie. A ona z największym napięciem czekała na nadejście wieczoru. Ledwo słońce zaszło, królewna wymknęła się od gości, udała się do swojego pokoju, nie zapalała światła, żeby jej nikt tam nie odnalazł. Usiadła przy kwiecie i patrzyła w oczekiwaniu na jego pąk. W pokoju zrobiło się mroczno, potem ciemno. Nawet się nie spostrzegła, jak zasnęła. Była zmęczona całym dniem. Obudził ją głos zegara, bijącego godzinę dwunastą. Podniosła głowę opartą o ręce i ujrzała, że stulone płatki kwiatu drgnęły, zaczęły się rozchylać i nagle ukazał się przepiękny kwiat, jakiego nigdy w życiu swoim nie widziała. I gdy tak patrzyła w niego zauroczona, posłyszała delikatną, cudowną muzykę. Kwiat śpiewał. Równocześnie z kwiatu poczęła promieniować jakby poświata słoneczna, którą napełnił się cały pokój. Królewnie zdawało się, że umrze ze szczęścia. Serce waliło jej tak mocno, jakby miało rozerwać jej pierś. Była szczęśliwa jak nigdy w życiu. Porwała się z krzesła i poczęła biec przez komnaty, korytarze, schody, aby powiedzieć ogrodnikowi, że to prawda, że kwiat kwitnie, że kwiat jej się otworzył.

Każdy z nas ma taki kwiat w duszy. I ty też. Kwiat twojego sumienia. Jeżeli wieczorem w twojej duszy jest ciemno, smutno i zimno, to znaczy, że twój dzień, który przeszedł, nie był dobry. A jeżeli wieczorem jesteś szczęśliwy, twoja dusza napełniona jest szczęściem, światłem, muzyką, to znaczy, że twój dzień był dobry.

wtorek, 6 grudnia 2011


Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Zjechać z Tobą w dół po poręczy,
wspólnie się wyczołgać z nędzy.
Schować szczęście tu pod podłogą,
zanim przyjadą i nas wywiozą.
Zobaczyć razem niebo po burzy,
skoczyć w kałuże, żyć jak najdłużej... jak najdłużej

Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Zjechać z Tobą w dół po poręczy,
wspólnie się wyczołgać z nędzy.
Schować szczęście tu pod podłogą,
zanim przyjadą i nas wywiozą.
Zobaczyć razem niebo po burzy,
skoczyć w kałuże, żyć jak najdłużej...

Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.

Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.
Więc… się… nie spieszę…

Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Poznać wszystkie diabły, anioły,
elfy, strzygi i upiory.
Błąkać się w obrazach świętych,
spędzić dwie noce u wiedźm przeklętych.
Spotkać tego, co się boją - Boga ze zrudziałą brodą

Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Poznać wszystkie diabły, anioły,
elfy, strzygi i upiory.
Błąkać się w obrazach świętych,
spędzić dwie noce u wiedźm przeklętych.
Spotkać tego, co się boją - Boga ze zrudziałą brodą.


Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.


Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.



Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Złączyć się jednym przyjemnym deszczem, pochodzić razem nocą po mieście.
Zimnym zachłysnąć się majem, siedzieć i patrzeć na nasze tramwaje.
Wypić z worka oranżadę i wyprowadzić się na stałe.

Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.

Siedzę na ławce patrzę na słońce,
chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę.
Chyba już nigdy nie będzie lepiej,
nie będzie dobrze wiec się nie spieszę.

Więc się nie śpieszę.
Więc się nie spieszę.

Chciałbym się jeszcze powłóczyć się z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Chciałbym się jeszcze powłóczyć się z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Chciałbym się jeszcze powłóczyć się z Tobą, póki żyjemy i mam Cię obok.
Póki żyjemy i mam Cię obok.
Póki żyjemy i mam Cię obok.

Mikołajki :)

Dzień niby jak zwykły, ale jednak coś niezwykłego dało się zauważyć. Nawet p.R potrafiła być odrobinę miła. I co najlepsze zaczął padać śnieg... Niech pada ! Może w końcu odczuje że idą święta...
Studia...Nowi ludzie, niby niepozorni a dają tyle radości i energii:) Chyba trafił swój na swego:D Łyszczku i to Twoje KSM-owskie poczucie humoru;D Mimo, że nie lubię kawałów o Żydach;D
Przeżyłam dzisiejszy dzień, więc jest dobrze ;D
Chciałabym obudzić sie jutro rano, popatrzeć za okno i zobaczyć śnieg;D Takie moje życzenie do Mikołaja ;D Mam nadzieję że oprócz tego wstanę z myslą że to będzie kolejny dobry dzień, w którym napewno zdarzy się coś dobrego. Chyba czas na REAKTYWACJĘ... powoli się zbieram...
Plan na najbliższy wolny wtorek- mobilizacja i pójście na studencką oazę, czy się uda?
Gdybym taką wenę jak tu miała do socjologii byłoby dobrze;D
Kończę więc...
A i jeszcze coś do Niego... Kocham Cię... brakuje mi Cię...tęsknię...
Ale jakoś musimy wytrzymać, byle do soboty:)

środa, 30 listopada 2011


To jest mój sen ten sen przeraża mnie...
W pokoju bez ścian zamykam się
Nie ma nic nie ma mnie niby bezpiecznie
Ale wcale nie jest dobrze w moim śnie.


Ref. To jest mój sen ten sen zawstydza mnie..
Zachłanna i zła wciąż więcej chcę
Nie ma nic nie ma mnie niby cudownie
Ale wcale nie jest dobrze w moim śnie

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie
Budzi mnie blask gorących dni
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

Nie ma nic nie ma mnie niby bezpiecznie
Ale wcale nie jest dobrze w moim... Śnie

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie
Budzi mnie blask najgorętszych dni
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

niedziela, 27 listopada 2011


(Iz 63,16b-17.19b;64,3-7)
Tyś, Panie, naszym Ojcem,
"Odkupiciel nasz" to Twoje imię odwieczne.
Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi
i na pokolenia Twojego dziedzictwa.
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił
przed Tobą skłębiły się góry.
Ani ucho nie słyszało,
ani oko nie widziało,
żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle
dla tego, co w nim pokłada ufność.
Wychodzisz naprzeciw tych,
co radośnie pełnią sprawiedliwość
i pamiętają o Twych drogach.
Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli
przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny
jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy.
A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.

wtorek, 16 sierpnia 2011



Dawno nic nie pisalam... Jakoś nie było czasu... Życie stale pędzi przynosząc nowe doświadczenia...Wakacje tym bardziej szybciej mijają, a ja najchętniej zatrzymala bym czas, szczególnie wtedy, gdy obok jest On...Gdy wiem, że w każdej chwili mogę sie do Niego przytulić i chwycić jego dłoń...Te 5 dni wiele dla mnie znaczyły i chcę Ci za nie bardzo podziekować :*
Wrócimy tam jeszcze:>
Czego chcieć więcej,
prócz tego co mam,
prócz tego za czym stoję w kolejce od lat
No czego chcieć więcej?
Bo gdzie tak jak tu z wolna sączą nam się poranki,
leniwie ciekną po szybach zachody słońca..
O jak ja kocham to miejsce...

wtorek, 7 czerwca 2011


Zegar bije już szósty raz
Słońce pada na stół...
Zaraz wejdziesz zapadnę w trans
Obudzi mnie ból...
I sama nie wiem czy tego chcę?
Czasem życia mego mi żal
Rysa na szkle...
Schody w górę i schody w dół
Kto ma klucze do drzwi?...
Kochaj mocno, kochaj mnie
Egoizm na pół
I sama nie wiem czy siebie znam?
Tyle mego to, co się śni

Czego wciąż mi brak?
Przecież wszystko mam...
Obcy ludzie mówią,
że tak zazdroszczą mi...
Czego wciąż mi brak?
Co tak cenne jest?
Że ta nienazwana myśl
Rysą jest na szkle...

Beznamiętnie podpalam świat
W końcu liczy się gest...
Obracam w palcach zagadkę dnia
Fala bije o brzeg...
I sama nie wiem czy szukać bram
Do ogrodu, gdzie mieszka NIC...

Czego wciąż mi brak?
Przecież wszystko mam...
Obcy ludzie mówią,
że tak zazdroszczą mi...
Czego wciąż mi brak?
Co tak cenne jest?
Że ta nienazwana myśl
Rysą jest na szkle...
Czego wciąż mi brak?
Czego miewam mniej?
Na ulicy mówią mi
Wszystko jest O.K.!...
Czego wciąż mi brak?
Co tak cenne jest?
Że ta nienazwana myśl
Rysą jest na szkle...
Czego wciąż mi brak?
Przecież wszystko mam...
Nie zrozumie nigdy mnie
Ten, kto nie jest sam
Czego wciąż mi brak?
Czemu chcę to mieć?
Jaka nienazwana myśł
Rysą jest na szkle?
Czego wciąż mi brak?...
Czego miewam mniej?...
Czego zawsze w życiu mi brak?...

wtorek, 26 kwietnia 2011


Ktoś kiedyś powiedział, że strach jest objawem dojrzałości...



.... ale czy na pewno?






Boję się, po prostu się boję...
Wszystko ostatnio w moim życiu opiera się na strachu...
matura...
kuzynka i ciocia...
moje decyzje, które mogą zaważyć na przyszłym życiu...
nawet słowo CZAS, a w zasadzie jego brak powoduje u mnie gesią skórkę...
i jeszcze jedna sprawa... Ja i On...

STRACH

Oznaka tchórzostwa, czy motywacja do działania albo przeciwdziałania?




[...] po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piekną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziała.

— Paulo Coelho
Jedenaście minut

wtorek, 5 kwietnia 2011

Spacer po miłość.


Nie słucham już tych smutnych słów
Nie martwię się, poznaję śmiech
On zna te miejsca - naiwne i piękne
Dorosły pan, puszczający latawce

Czy Ty ją masz, czy tęsknisz jak ja?
Czy wiesz dlaczego znów czujesz się sam?
Policz do trzech i pomyśl co chcesz
Policz do pięciu, to już nie jest sen...

Czy mógłbyś dziś gdzieś ze mną iść?

Nie mówiąc nic, po prostu być
Chodź, usiądź ze mną, ja też jestem smutna
Popłaczmy razem, aż zjawi się uśmiech..


Czy Ty ją masz?

Czy Ty ją masz?

wtorek, 22 marca 2011


Trzy słowa najdziwniejsze



Kiedy wymawiam słowo PRZYSZŁOŚĆ,

pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.



Kiedy wymawiam słowo CISZA,

niszczę ją.




Kiedy wymawiam słowo NIC,

stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie...

Pogoń ... za SZCZĘŚCIEM...



Pewnego dnia człowiek, który szukał szczęścia wpadł na pomysł.

- Bóg musi mieć receptę na szczęście. Idę do niego - powiedział.

Szedł wiele dni aż napotkał lwa.

- Hej człowieku! Dokąd pędzisz? - zapytał lew.

- Idę do Boga po receptę na szczęście - odpowiedział człowiek.

- Poczekaj, mam małą prośbę - rzekł lew. - Straciłem apetyt. Spytaj go, co mam zrobić.

- Spytam go - odparł człowiek i podążył dalej.

Szedł, aż napotkał usychający baobab.

- Człowieku - rzekł baobab. - Coś wielkiego uwiera mnie pod korzeniami. Usycham! Wybaw mnie od cierpienia!

- Kiedy nie mogę - odrzekł człowiek.

- Idę do Boga po receptę na szczęście - powiedział i odszedł.

Goniło go błaganie baobabu:

- Spytaj Boga, co mam zrobić...

Człowiek szedł dalej, aż napotkał piękną dziewczynę. Dziewczyna płakała. Gdy go spostrzegła, zawołała:

- Mógłbyś mi pomóc? Szukam męża, bo już wkrótce będę stara!

- Nic z tego. Idę do Boga po receptę na szczęście. Przede mną długa droga - wymamrotał człowiek i szybko odszedł. Usłyszał jeszcze prośbę dziewczyny, aby w jej imieniu poprosił Boga o radę.

Wreszcie dotarł na miejsce.

- Witaj - rzekł uprzejmie bóg. - W czym mogę ci pomóc?

- Szukam recepty na szczęście - odpowiedział człowiek.

- Mmm - zastanowił się bóg. - Ono jest o krok od twego nosa. Musisz je tylko złapać!

Człowiek ucieszył się, że szczęście jest blisko i przypomniał sobie lwa, baobab i dziewczynę. Opowiedział o ich kłopotach. Bóg rzekł:

- Powiedz dziewczynie, że jest najpiękniejsza i ma najlepsze serce. Pierwszy mężczyzna, którego napotka po usłyszeniu tych słów, będzie jej mężem. Drzewu powiedz, że pod jego korzeniami jest ukryty największy skarb na ziemi. Ktoś musi go odkopać... A lwu przekaż, że jeśli zje pierwszą napotkaną osobę, natychmiast odzyska apetyt.

Człowiek był tak podniecony, że nie zastanowił się dokładniej nad słowami Boga. Chciał jak najszybciej złapać szczęście, więc zaczął biec. Po kilku godzinach napotkał dziewczynę, która spytała:

- Hej, no i jak?

- Bóg powiedzial, że szczęście jest tuż przede mną. Spieszę się, żeby mi nie uciekło - wysapał człowiek.

- A spytałeś Boga o mnie? - zapytała nieśmiało dziewczyna.

- Owszem - rzekł człowiek. - Bóg powiedział, że jesteś najpiękniejsza i masz najlepsze serce. Pierwszy mężczyzna, którego spotkasz po usłyszeniu tych słów, to idealny kandydat na męża.

- Zaczekaj - powiedziała dziewczyna. - Przecież to właśnie ty!

Ale mężczyzna odrzekł:

- O, może nie teraz. Muszę gonić moje szczęście. Ale wrócę, gdy je złapię - i pobiegł dalej.

Po kilku dniach pogoni spotkał usychający baobab. Ten zapytał:

- Spotkałeś Boga? Znalazłeś szczęście?

- Spieszę się - wydyszał człowiek. - Bóg powiedział, że szczęście jest tuż-tuż.

- Spytałeś o mnie?

- Bóg powiedział, że pod twoimi korzeniami jest ukryty skarb. Ktoś musi go odkopać i będziesz mógł się napić.

- Kop - rzekł baobab. - Będziesz bogaty, a mnie ulżysz!

- Nie teraz. Najpierw muszę znaleźć szczęście, które mi umyka - wykrzyknął człowiek.

Aż wreszcie spotkał lwa. Wynędzniały lew zapytał go słabym głosem:

- Spotkałeś Boga?

- Spieszę się - krzyknął człowiek. - Szczęście mi umyka!

- A spytałeś o mój problem z apetytem?

- O tak - odrzekł człowiek. - Bóg powiedział, że musisz zjeść pierwszego napotkanego człowieka, a wtedy odzyskasz apetyt.

I tak historia człowieka, który gnał za szczęściem, dobiegła końca.

wtorek, 15 marca 2011


When the rain
Is blowing in your face
And the whole world
Is on your case
I could offer you
A warm embrace
To make you feel my love

When the evening shadows
And the stars appear
And there is no one there
To dry your tears
I could hold you
For a million years
To make you feel my love

I know you
Haven't made
Your mind up yet
But I would never
Do you wrong
I've known it
From the moment
That we met
No doubt in my mind
Where you belong

I'd go hungry
I'd go black and blue
I'd go crawling
Down the avenue
No, there's nothing
That I wouldn't do
To make you feel my love

The storms are raging
On the rolling sea
And on the highway of regret
Though winds of change
Are throwing wild and free
You ain't seen nothing
Like me yet

I could make you happy
Make your dreams come true
Nothing that I wouldn't do
Go to the ends
Of the Earth for you
To make you feel my love

piątek, 11 marca 2011


Jak niebo, nad umierającym słońcem...
Jak zapach trawy,drżących liści śpiew...
Jak chwile ukradzione nocy...chcę Cie widzieć!
Chcę Cie widzieć....

Jak rozespaną,gdy Cię budzi mój dzwonek...
Jak rozpaloną, kiedy wszystko śpi...
Jak uśmiechniętą gdy mi mówisz : dosyć!
Chcę Cie widzieć....Chcę Cię widzieć!

Niech Ci grają Aniołowie...niech Ci śpiewają, w noc i w dzień!
Tylko Ciebie widzieć pragnę...chcę tego więcej z każdym dniem...
Niech Ci grają Aniołowie...niech Ci śpiewają, w noc i w dzień!
Tylko Ciebie widzieć pragnę...chcę tego więcej z każdym dniem...

sobota, 5 marca 2011


No dobra, fakt.

Przyznaje się.

Zaniedbałam ostatnio bloga...

I teraz siedzę i zastanawiam się co napisać...
Jak ująć w słowa to co teraz myślę, co kręci się w mojej głowie...
Napiszę dwa słowa...
Tylko albo aż dwa słowa,w których mieście się wszystko...
Wszystko co sprawia, że moje życie ma sens..

Kocham Cię :*



Co to znaczy KOCHAM CIĘ?

  • troszczę się o Ciebie,
  • martwię się o Ciebie,
  • pragnę Twojego dobra,
  • zrobię wszystko co mogę byś był szczęśliwy,
  • bardzo Cię lubię,
  • podobasz mi się,
  • każda chwila przy Tobie jest za krótka,
  • tęsknię zanim jeszcze wyjdziesz,
  • mówię MY zamiast JA,
  • myślę o Tobie dwa razy w tygodniu - raz przez 5 dni, a drugi raz przez 2,
  • przy Tobie nie ma problemów nie do rozwiązania,
  • przy Tobie jest spokojnie, bezpiecznie, dobrze,
  • nie mam przed Tobą tajemnic,
  • zawsze znajdę dla Ciebie czas,
  • najpierw Ty potem inni,
  • zawsze jestem gotowa na kompromis, powiedz tylko co myślisz,
  • nigdy nie wyśmieję Twoich problemów,
  • jeśli tylko chcesz mi coś powiedzieć jestem w stanie na chwile przestać mówić :)

wtorek, 15 lutego 2011

Notatki ! :)


Seks – poezja czy rzemiosło – ks. Piotr Pawlukiewicz. Główne treści – hasłowo:
- esencją Miłości jest WOLNOŚĆ; gdyby Bóg nie dał nam wolnej woli, to bylibyśmy „uroczymi marionetkami” i czy wtedy można mówić o Miłości naszej ku Bogu? Porównanie: kto by się cieszył z tego, gdyby sobie nagrał na taśmę słowa „kocham Cię” i w kółko to słuchał?
- świat jest środowiskiem, otoczeniem; nasze ciało jest narzędziem komunikacji, narzędziem Miłości;
- gdy ciało wymyka się spod kontroli, to mamy egoizm;
- zwierzęta nie są zdolne do Miłości! Nie mają wolności, mają instynkt, są „zaprogramowane”, a ludzie mają mały instynkt, ale za to mają rozum – żeby kontrolować ciało/instynkty;
- składamy się m. in. z automatów (np. serce) i półautomatów (oddech, także popęd seksualny);
- rozum jest m. in. po to, żeby kontrolować owe półautomaty – to się nazywa kultura, opanowanie się;
- świat mówi „rozładuj popęd, będziesz spokojniejszy”;
- popędu nie można wyłączyć, ale można go opanować; jeśli opanujesz popęd NIC CI SIĘ NIE STANIE (opozycja do „mowy świata”);
- wyobraźmy sobie kino, w ostatnim rzędzie siedzą sobie chłopcy, co to najpewniej właśnie się urwali ze szkoły; przy okazji każdej sceny filmu zahaczającej o erotykę słychać „ej, lala, dalej!...”; na 90% każdy z nich się onanizuje, albo współżyje seksualnie z kimś; gdyby świat mówił prawdę, to oni powinni siedzieć spokojnie i raczej kontemplować owe sceny, a ci, co utrzymują czystość, powinno ich nosić, powinni mieć drgawki na widok każdej sceny erotycznej... A jest na odwrót;
- człowiek bez miłości fizycznej karłowacieje; dotyczy to także księży! Ale miłość fizyczna, to nie tylko seks, to także dotyk, gest; Jezus jak uzdrawiał, to przeważnie „dotykał”, JP2 jakże wielu ludzi dotykał, głaskał dzieci, przytulał...
- gdy ktoś jest smutny, trzyma się z dala od ludzi – najpewniej ma kłopoty z czystością (tu dodałbym od siebie: ma kłopoty, o tym WIE i nie nauczył się jeszcze ukrywać tego; bo przecież chyba wielu jest takich, co to ładnie się uśmiechają, są towarzyscy, a „za uszami” taaakie kłopoty...);
- należy odróżnić szczęście (przyjemność) od szczęścia (odkrywanie, nasycanie się drugim człowiekiem; Miłość);
- przykład: pewne małżeństwo ma metodę, codziennie wieczorem klękają do modlitwy; jak się pokłócą i kto nie przyjdzie na modlitwę, to znaczy, że jest winny; przychodzą zawsze i czasem nawet i przed Krzyżem się kłócą, ale parafrazując „nie pozwalają zachodzić słońcu nad ich zagniewaniem”;
- uroda fizyczna NA PEWNO się prędzej czy później znudzi; małżeństwo może utrzymać tylko Miłość, „wspólne patrzenie”, Bóg;
- świat bardzo wspomaga popęd seksualny, bo seks to biznes!
- prawdziwy artysta nie musi się na scenie rozbierać, żeby zafascynować publikę, bo jest ARTYSTĄ;
- każda dusza tworzona jest poza czasem; rodzice budzą ją w doczesności; nie róbcie tego za wcześnie! Kiedy jeszcze nie wszystko gotowe, „kiedy nie ma kołyski, kiedy nie ma domu, kiedy nie ma małżeństwa"...
- dzisiaj dzieci często rodzą się znerwicowane – bo się „budzą” za wcześnie; dziecko w łonie matki jest jak plastelina, wszystko odczuje, wszystko się odciśnie i jak nie jesteście gotowi, to krzywdzicie dziecko; na to trzeba się przygotować;
- seksu nie wolno się bać; przed ślubem nie ma warunków, żeby spełnić tą konieczność; po ślubie to już nie ma się czego bać, a „po”, to nawet uklęknijcie i podziękujcie Bogu;
- przykład: jest środa, w sobotę młodzi mają mieć ślub; młoda pani: „czy mu naprawdę musimy czekać aż do soboty? Co to za różnica? Dom jest, kołyska jest, wszystko gotowe...”, ksiądz: „no w sumie żadna, tylko jest jeden problem – w sobotę my wszyscy księża wyjeżdżamy, ale nic nie szkodzi jest pan kościelny, ubierzemy go w albę... nie nie – nie bójcie się! On jest w neokatechumenacie, wygłosi wam piękne kazanie, wszystkie formułki ślubu zna na pamięć...”, „ale jak to – przecież on nie może udzielać ślubów”, ksiądz: „chce pani do ślubu księdza?... To niech też pani chce do łóżka męża!”;
- dziewczyny, jeśli usłyszycie od Waszego chłopaka „nie spotkam się dziś z Tobą, nie mogę, bo ja Cię jeszcze dziś mogę skrzywdzić!...” Coś mi się w głowie poprzestawiało, ja muszę najpierw na rekolekcje jechać, porozmawiać, nawrócić się! – bądźcie szczęśliwe, że to słyszycie! Złoty chłopak!
- czystość jest właśnie po to, żeby uczyć Miłości;
- często niestety młodzi nie patrzą sobie w oczy – ani na próbach ślubu, ani na ślubie, ani w ogóle; ktoś kiedyś powiedział, że to pewnie dlatego, że „pierwszy raz widzą się za jasnego”;
- jeśli ja nie wiem jaki kolor oczu ma dziewczyna, jakie proszki bierze rozkurczowe czy jakie tam, jak odpoczywa, co fascynuje – nie interesuje mnie Miłość do niej, ja tylko tą dziewczynę pożądam; narzeczeństwo jest od tego, żeby się nauczyć siebie nawzajem, swoich kompleksów (każdy facet je ma!), a seks przeszkadza temu, skupia uwagę gdzie indziej;
- należy odróżnić piękną od wyzywającej; żal mi dziewczyn, które na ulicy „żebrzą o spojrzenie”;
- najlepszym salonem kosmetycznym jest konfesjonał!
- Jak rozpoznać czy to Ta/Ten; sprawdź, czy boi się Boga; jeśli się boi, to w razie kłopotów pozostanie Ci argument „w Imię Boga!”; każdej parze zdarzy się nawet najdrobniejsze przekroczenie „granicy” – jaka jest wtedy Jej/Jego reakcja? Czy mówi „Boże, cóż uczyniliśmy”, czy „Jesteś ekstra”?; co i jak mówi o swojej matce? Jak traktuje starszych? Czy dba o czystość fizyczną, czy sprząta, czy się uczy – to świadczy o czystości... Czy ściąga na egzaminach? – mamy jedno serce, jeśli oszukuje nauczyciela i siebie, to i Ciebie najpewniej oszuka, ZDRADZI;
- przykład: w autobusie grupka chłopaków, jeden mówi: „szkoda, że nie ma takiego proszku, że gdyby tak rzucić na tych staruszków, to by rozpłynęli się w powietrzu i byłoby przynajmniej gdzie usiąść:, pewna staruszka na to: „synku, nie martw się, jak będziesz taki stary jak ja, to na pewno już taki wymyślą”;
- jak walczyć o czystość? – wstawaj rano!
- gwarancja: jeśli naprawdę się KOCHACIE, to NA PEWNO seks w małżeństwie będzie udany! Nie potrzeba się sprawdzać przed ślubem; gdy małżonek okaże się impotentem, to ślub nieważny;
- bij się o czystość, módl się! Koronka do Miłosierdzia Bożego; wygarnij Bogu, łaknij, „pokłóć się” z Bogiem! Kupuję różę, idę do kościoła: „Matko, uwolnij mnie! Pozwól!”;
- nie bój się Spowiedzi Świętej, nawet po wielu latach świętokradztwa;
- dziś decydujesz – czy budujesz na piasku, czy na skale; wybierasz czystość – budujesz na skale.

sobota, 29 stycznia 2011


Kochać to nie znaczy...

Kochać to nie znaczy
wziąć drugiego człowieka,
aby siebie wzbogacić,
napełnić, lecz darować
siebie,
drugiemu człowiekowi,
aby jego wzbogacić (...)

Trzeba się długo trudzić
w pracy nad sobą,
by gest brania stał się
gestem dawania (...),
gdy mówisz: kocham cię
- mówisz: daruję ci siebie.

Aby móc się darować,
musisz sam siebie posiadać,
a czy ty już naprawdę jesteś
w pełni posiadaczem siebie?


Dawno, dawno temu do pewnego mistrza zen przyszedł człowiek i powiedział, że nie może znaleźć dla siebie partnerki, która by mu odpowiadała i którą kochałby do końca życia.

- A jaka miałaby być ta kobieta? - zapytał mędrzec.

Człowiek zastanowił się chwilę, a potem rzekł:

- Tęsknię do kobiety kochającej, mądrej, odpowiedzialnej, szlachetnej, radosnej, czułej, wrażliwej, delikatnej, pięknej, zmysłowej, zaradnej, silnej, samodzielnej... która kochałaby mnie do końca życia.

Dodał jeszcze kilka równie rzadkich cnót, po czym zapytał mnicha, co ma począć.

Mędrzec zajrzał mu głęboko w oczy i powiedział:

- Znam absolutnie pewny, lecz bardzo trudny sposób, dzięki któremu spotkasz właśnie taką kobietę.

- Jaki to sposób?! - zapytał ucieszony człowiek. - Jeśli mi go zdradzisz, oddam ci wszystko, co posiadam!

- Niczego od ciebie nie potrzebuję - odpowiedział mistrz. - Musisz mi tylko przysiąc, że z niego skorzystasz.

Człowiek przysiągł na wszystkie świętości, że zastosuje się do rady mędrca, a kiedy trochę się uspokoił, mistrz z naciskiem wyszeptał mu do ucha:

- Jeśli pragniesz spotkać kobietę kochającą, mądrą, odpowiedzialną, szlachetną, radosną, czułą, wrażliwą, delikatną, piękną, zaradną, silną i samodzielną - to najpierw sam musisz się takim stać. Tylko w ten sposób ją znajdziesz. A nawet jeśli jej nie spotkasz, nie będzie to już wtedy miało dla Ciebie większego znaczenia.

sobota, 1 stycznia 2011


Nowy rok ... nowe plany... nowe wyzwania... a serce dalej to samo. Szkoda, że wraz z nastaniem nowego roku nasze serca nie przechodzą transformacji i nie zostaje wymazane to co było złe...nie takie jak planowaliśmy...
Hmm ciekawa jestem co wydarzy się w tym roku, jakie "orzechy" do zgryzienia przyniesie i co zmieni się w moim życiu... Wiem jedno życie staje się coraz trudniejsze i czasem nieoczekiwanie stawia przed nami trudne sytuacje...
Ale jakoś musimy dać sobie radę i jakoś to wszystko przezwyciężać...
Damy radę co nie ? :>